Zbliżamy się, wygląda zachęcająco.
Takie drogi, takie płoty, takie mgiełki dobrze wróżą.
No i te nieprzebrane lasy dookoła.
Otóż grzybów nie było. Źle, grzyby były, tylko nie te. Były takie.
I takie.
Może i one jadalne są dla grzybiarzy znawców, dla mnie nie, choć nie jedne zbierałam, jadłam, przeżyłam.
Trzy dni chodzenia po lasach dały efekt sześciu podgrzybków zebranych w dwie osoby. Średnią dzienną na osobę można niezwykle łatwo przeliczyć, bo w wszystko w cyfrach, bez liczb, nawet prostych, cokolwiek to znaczy.
Było za to wrzosowo.
Mech się ścielił.
Chrobotki chrobotały... Spacerowo było, widokowo, pięknie, tylko grzybów nie było.
A sama agroturystyka? Godna polecenia.
Co to właściwie jest "agroturystyka"? Dla mnie to było TO.
Ogromny, prawie hektarowy teren nad jeziorem i z dostępem do niego. Dla wędkarzy duży zarybiony staw jako dodatek do naturalnego akwenu.
Dla mnie zielony ogród. Ogród naturalny, bez zadęcia, piękny w prostocie.
Piękny z poszanowaniem starego, zastanego.
Oparty na naturalnym tle, ze zachowanymi krzywymi drzewami. Za tym widokiem staw.
Ławeczki stareńkie, zmurszałe, ciepłe.
Czasem ukwiecone.
Zawsze zasiedziałe pod wiekowymi drzewami jak ta, ławeczka telefoniczna, bo tylko tu, na wzgórku łapało się zasięg. I dobrze!
Jeszcze raz ta sama, bo zachwycająca.
Do ławeczek szło się takimi ścieżkami.
Zdobienia ogrodu, jak on sam, naturalne.
Wóz. Mimo że nie przepadam, tu wtopił się w ogromny teren, stał z boczku i nie górował.
Na wozie znaleziska wyeksponowane inaczej; na czarno, żeby nie tworzyć kociokwiku.
O, takie ozdoby lubię. Z miłości do przeszłości, nie do kupienia.
Tu coś z niczego, a ładne.
Widok z okna domu na piwniczkę. Jej prawa strona, pokryta ziemią i trawą kryje ogromne wnętrze ze stołem, ławami i butelkami chłodnego wina. Wymarzone miejsce na upalne dni.
Dalszy ciąg piwniczki, już nie z okna.
I inny obiekt w innym kącie dla turystów.
Wszędzie swojsko i wygodnie.
Wszędzie prześwity na jezioro.
Ja oczywiście o ogrodzie, ale przecież gdzieś mieszkaliśmy. Wszystkiego razem kilka pokoi, kuchnia i duży salon - jadalnia. Byliśmy sami, po sezonie, wszystko dla nas.
Tak gospodarze sprzedają swoje przetwory - konfitura 4 zł, nalewka 8, cena na kopystce, nakarm świnkę i bierz.
Wysuszyliśmy nad kominkiem sześć grzybów.
Nazachwycaliśmy się okolicą.
Żeby nie nudzić tylko to. Chata przeniesiona, odremontowana, uratowana.
Z takim ogródkiem.
Odpoczęliśmy i powróciliśmy do domów.
Ja zdążyłam być już i TU, bo lubię szybko i na krótko.
Wiecie co to? Gdzie to? Opowiem i pokażę. Wierzcie, TAM jest ogród.
A tymczasem mój sobie się zapuszcza, ale nic to, d a m y r a d ę.
Pozdravka.