Dziewięć lat temu.
Upał, praca, upał, praca, nagie pole i brak cienia. Koszmar. Marzyłam o tym, by posiąść go odrobinę. Usiąść, odpocząć, poczuć wietrzyk cienisty, schować się przed palącym słońcem. Kto zakładał ogród na nagim ugorze, ten zrozumie i wie.
Czasem marzenia się spełniają. Owszem, narobić się trzeba i poczekać. Ale warto, bo mam. Mam swoje cienie i półcienie.
Są tu.
I tu.
Miejsce pierwsze, popołudniowe , z huśtawką i takimi nastrojami.
Poziomki zaraz dojrzeją.
Hosty koją.
Hortensje dodają delikatności.
A paprocie leśnych nastrojów.
Do delikatności dojdzie zaraz dzika czerwień.
To rośliny świetlistego cienia. Co za piękne określenie!
Popatrując dookoła widać kwitnącą azalię.
I kufeę.
No i półcienie.
A potem można przenieść się pod krzywą wierzbę, gdzie od wczoraj stoją nowo pomalowane meble. Popatrzcie, co robi słońce i cień - jasny stół, ciemne krzesło, a przecież są w tym samym kolorze.
Wyszlifowane i dopieszczone. No przecież, że to nie moja praca.
Moja to tutaj jest kawa.
I otoczenie.
Te serca znacie, ale zawsze mnie wzruszają.
Znowu cienie i półcienie, a nad głową w krzywych gałęziach różne osobliwości.
W koszyku tego roku hosta, oprze się wiatrowi. Doświadczenie z surfinią nieudane.
Na tle nieba.
I zielonych półcieni.
Szyszki w karmniku podpatrzone, przyznaję się.
A to dzieło samej natury.
W rozgałęzieniu, jak zawsze, donica i zabytkowe narzędzia.
Na granicy półcieni i słońca zaczyna się festiwal zapachów. Najpierw pachnie różą.
Potem jaśminami.
Kwiaty rozgrzane słońcem oszałamiają.
ale żeby za słodko nie było...
Większość jaśminowców wygląda tak. Stało się to z dnia na dzień, po deszczach.
Ktoś światły mnie oświeci, co to jest? Co się stało? Czego nie zrobiłam?
A tak się cieszyłam, że w porę zadziałałam przeciwmszycowo.
Pozdravka.