Ale do rzeczy. Jedno kwitnienie się kończy...
Inne zaczyna. Tu mowa o dąbrówkach, które kiedyś nieopatrznie gdzieś tam posadziłam, potem usunęłam, ale jak widać niedokładnie.
I, ach, niech sobie są.
Kończą kwitnienie floksy, a zaczyna smagliczka.
No to na zakończenie TO, bo następne TO będzie dopiero za rok.
Przepięknym szafirem kończą sezon kosaćce.
A zaczyna zawciąg nadmorski. Maleńka ocalała w szczelince kępuszka. Resztę zniszczyły mrówki.
I ostatnie, naprawdę ostatnie spojrzenie na dywany. Tym razem z kontrastem materiału.
Początek następnych odcieni różowości.
I łagodnie w szarości.
I biele.
Rogownica. Tępię i tępię, wytępić nie mogę. Urocze, ale gigantyczna siłą ekspansji.
Biele najbielsze.
I najpiękniej pachnące zapachem majem.
Białych bzów nie mam, ale mam białą doniczkę w koszyku. Skoro po bieli lecimy.
Na koniec kolorów jeszcze ten. I ten. To moja fallopia. Na wszelki wypadek, bo to rdestowate jest, trzymam ją w donicy. Niby co roku kończy żywot, ale odbija.
Dużo tego. Robota goni robotę. Czasem myślę sobie "a po co mi to?" Nawet pytał ktoś niedawno o to.
Ale jak popatrzę...
W końcu całe życie chciałam mieć dom!
A że trafił mi się z za dużym ogrodem... Nie można mieć wszystkiego. Akurat w tym kontekście głupio to brzmi, ale tak jest.
A nawet ten za duży ogród. Czy w małym byłoby tak? Pytanie ogrodowej filozofki.
Czasem wszystko jest do...
A czasem nie. Bo, jak sobie tu siądę i popatrzę.
M zbił podest pod ławkę, żeby ułatwić koszenie. Paletki z L za grosze, kantówki ze strychu, farba z szafki, koszt poniżej 3 dyszek.Uruchomiłam system nieautomatycznego podlewania.
To tylko część systemu, całość składa się z wielu takich części. Wszystko ocynk w najlepszym gatunku.
Domek owadzi przestawiony na południe, zgodnie z Waszymi radami, udoskonalony, ale mieszkania dalej chyba pustostanem stoją. Czemu?
Dobra, koniec, bo ileż można.
Radości majowych!!!
Pozdravka.