Co słychać? Brzęk i szum. Brzęczy i szumi cały dom. Praca wre, produkcja miodu w ulach trwa. Do mnie przylatują zbierać półprodukt.
Nie widać ich, ale wierzcie mi, są wszędzie tam, gdzie wspina się winobluszcz.
Na tarasie zostawiają po pracy to. Nie sprzątają bałaganu, lecą do pobliskiej pasieki przetwarzać.
Piszę "to", bo ja nie wiem, co to jest. Resztki kwiatów? Otwierają nie rozkwitnięte? Rozłupują? Obserwuję, w głowę zachodzę i ... sprzątam. Sprawdza się dmuchawa, szczotka nie daje rady rowkom.
Swoją drogą nie wiedziałam, że winobluszcz jest takim pożytkiem.
Poza pszczołami wszędzie widuję pijane zające. Zające grasujące, na wiele sobie pozwalające. Może i nie są pijane, ale ten z prawej? Zając koziołkujący? O ich "stanie wskazującym" świadczyć może odwaga; harcują tuż pod kuchennym oknem i okiem psa. Pies przygląda się z zainteresowaniem i najchętniej przyłączyłby się do zabawy. Nie pozwala mu na to poczucie przyzwoitości wobec nas. Może szaraki i fajne, ale obgryzły już trzy młode, niedawno posadzone, brzozy. Do pewnego czasu myśleliśmy, że jest jeden, no niech tam. Ten widok sprowadził nas na ziemię i zastanawiamy się ile ich jest na prawdę.
Zdjęcie okropne, ale spróbujcie uchwycić je w "locie".
I tu rada bezcenna, jeśli ktoś w podobnej sytuacji. Przestały obgryzać, gdy pnie módych drzewek pomalowałam płynem do kąpieli o zapachu lawendy, a gdy się skończył, użyłam męskiego żelu pod prysznic. I pomogło, mydło młodym zającom nie smakuje, roślinom nie szkodzi. A może zapach im się nie podoba? Nie wiem, ale działa.
Poza tym umaiłam kwieciem słodki kwietnik, prezent imieninowy od córeczek.
Parapety zapełniłam słojami. Codziennie bywam w moim malinowym chruśniaku, gdzie "zapodziana po głowę, przez długie godziny, zrywam przybyłe tej nocy maliny". I tak mi ten Leśmian po głowie chodzi, i tamta spróchniała altanka, i tamte maliny...
A w słojach naleweczka malinowa się robi i pachnie...
Objadam się tym. No czym? Też cudnie pachnie.
Otóż - ćwiczę funkcje aparatu i ... tak wygląda w zbliżeniu moje pesto. Rukola i bazylia z orzechami, czosnkiem, oliwą, serem, cudo! Robiłam też z pietruszki, koperku i nie wiem, które najlepsze. Czasem nie dodaję sera i też dobre.
Po ogrodzie się krzątam. Jakbym mało podlewania miała, przypadkiem pozyskałam następne trzy donice. Z przymusu. Bo ekspansywne wielce poziomki wchłonęły rosnące obok trzy żurawki. Uratowałam je, a poziomkowisku pozwalam się rozrastać..
Dwie żurawki zamieszkały tu, przy poidle, na dębowych "kwietnikach".
No jak ładnie. Jeszcze wieszam, naprawiony po roku leżakowania, wietrzny dzwonek. Na brzozie obok ławki będzie dobrze.
I można siedzieć, kawkę pić, kącik "od niechcenia" gotowy.
Cieniście tu, chłodno z pięknym widokiem.
Trzecia donica z żurawką tu.
I jeden kurs z konewką więcej.
Nazbierałam wrotyczowego ziela, co to pomyślność finansową na cały rok zapewnia.
Nie wierzycie, nie zbierajcie. Ja zbieram.
Wbrew temu, co się nią zaczyna, a w co wierzyć nie chcę, postawiłam w pokoju bukiet nawłoci mimozą zwanej.
Śliczna jest, delikatna jak koronka.
I jak moja osobista maleńka Biała Maria w dębowej kłodzie.
Kłodzie otoczonej pięknymi rysunkami bluszczu na drewnie.
Na które mogę patrzeć w nieskończoność.
I podziwiać cuda natury.
Tu nic nie słychać. Cisza.
Ogród szaleje sierpniowymi kwiatami, ale to następnym razem.
Pozdravka.