Najpierw się odniosę obywatelsko.
Baaardzo się cieszę, że awantura z ubojem rytualnym skończyła się zwycięstwem ludzkości nad nieludzkością. Cywilizacji, nad zdziczeniem. Być, nad mieć, bo o mamonę w końcu chodziło.
Jestem zootechnikiem [czką?]. Widziałam wiele narodzin i wiele śmierci zwierząt. Wierzcie, lub nie wierzcie, ale jestem przekonana, że zwierzęta przeczuwają śmierć. Są niespokojne, boją się, przy czym strach ich jest różny, w zależności od tego, czy odejście ma charakter naturalny, czy nagły i gwałtowny.
Pamiętam wlepione we mnie cały wieczór oczy najzdrowszej w świecie suki, którą rano znalazłam martwą. Był w nich żal, smutek i strach, ale jakiś spokojny, cichy.
Pamiętam oczy starego konia skazanego na śmierć niby humanitarną, bo przez odstrzał. W jego oczach nie było ani żalu ani smutku, był tylko dziki strach.
Pies i koń. Wiedziały?
Ja rozumiem rytuały, ale nie zrozumiem zadawania bólu.
A teraz lipcowo, przedwieczornie.
Zakwitają hortensje. Cieszą tym bardziej, że z własnego chowu.
W doniczkach sadzonkowane w zeszłym roku. Dwa sezony i do gruntu, tak ma być, info wyczytane.
Najmłodsze, tegoroczne, właśnie się pięknie przyjęły. Zdjęć brak, ale nie omieszkam się pochwalić.
Czy drzewiaste też się da rozmnożyć chałupniczo? Ktoś wie?
W niskim słońcu widać przebarwienia berberysów.
Pomęczę raz jeszcze powojnikiem, bo piękny.
Rozchodniki pod nim szykują się do startu.
I jeszcze raz - burza kwiecia, a drabinka się skończyła.
Pięciornik w kremowych kwiatkach. Zero pretensjonalności, dużo wdzięku.
Rugosa, co za zapach!
Szłam sfotografować tawułkę i... co ja widzę? Po wielkiemu cichu poziomki zżera!
Że psy trawę jedzą, co deszcz zwiastuje, to wiem, a jak zjada poziomki, to co?
Zdybany udaje, że nie jadł. Kłamie i zero wstydu.
Może jadł na pogodę? Wybaczone.
Rzeczona tawułka. Koroneczka cudnej urody. Pianka.
Ogień pelargonii. Bardzo ciemny róż z różem jasnym, przyjemnie dla oka. Chów własny.
Lipcowy cd nastąpi, a tymczasem zajawka z innych rejonów.
Dobrych nocy, dobrych dni.
Pozdravka.