Chciałoby się rzec, gdyby były ogórki. Cisza, w przyrodzie, cisza w sieci, upał. Ciszę mąci szum zraszacza pracującego na okrągło i nakręcającego licznik wodomierza, też na okrągło zresztą. Nakręci sporo, ale cóż czynić, skoro wszystko woła o wodę. Niech ma, a co mi tam.
A ja? Lenię w taki żar. Nie ma co przesadzać. W przenośni oczywiście, bo dosłownie, to zawsze. Owszem, poranne podlewanie, małe cośtam, potem koszyk piknikowy z zestawem - kawa, komórka, czasopisma i inne niezbędne rzeczy i udaję się na z góry przygotowane stanowisko pod modrzewiami.
Miło tu, cieniście. Dobre miejsce.
Oczywiście spacerek po skarpie, gdzie kipi kolorem i zapachem.
Popatrzcie, to tylko przedsmak tego, co pokażę.
To macierzanka piaskowa. Aromat w upale nie do opisania. Wyżej, nad nią, aster.
Te tulipany, mam nadzieję, że nie powtarzam się, pochodzą z Holandii. Są u mnie od czasów pierwszego działkowego ogrodu Rodziców. Obłędny oranż i... zapach. Macie pachnące, ale na prawdę pachnące, tulipany?
To trzmielina. Wiekowa, też z ogrodowej przeprowadzki. I takie sobie "normalne" tulipanki.
I wiosenna mieszanka-smagliczka skalna, floksy i inna trzmielina.
W trakcie dnia goście rodzinni, szalone zabawy dzieci, a po zamieszaniu powrót na z góry upatrzone pozycje; patrz początek postu. Potem tylko jeszcze raz podlać doniczkowe i koniec dnia.
Kwietniowe ogórki. Fajna rzecz. A jutro ma padać. Oby!
Pozdravka.
niedziela, 29 kwietnia 2012
czwartek, 26 kwietnia 2012
Dzień.
Nareszcie można powiedzieć, że wiośnie obrażenie przeszło na dobre. Jest ciepło, zielono, kwieciście, ale i sucho. U mnie bardzo sucho.
Trawnik potraktowany wertykulatorem, nawieziony i dobrze podlany odwdzięcza się cudną runią.
O poranku kładą się na nim tajemnicze cienie,a kamienie zmieniają kolory. Ech, pięknie jest.
Niby to samo, a jednak z każdą chwilą inaczej.
A potem ogrodowa proza - praca. Jak to wiosną, sami wiecie.
Sianie buraczków, kończenie układania kostki, twórcza praca przy cienistej rabacie.
Zakwitają różaneczniki. Przedziwna sprawa, pąki są różowe, a kwiaty śnieżnobiałe.
Cienista rabata pod drzewami nie z każdej strony ma cień. Zastanawiałam się, co posadzić w słońcu i znalazłam miejsce na sadzonki poziomek, ruski rok czekające już na posadzenie. Pomysł odkryłam w "Wymarzonym Ogrodzie". Poziomki jako roślina zadarniająca stanowiska pod drzewami! Kamień z serca, poziomki na rabatę.
Obrzeże z dębowych plastrów zastąpiło mały wiklinowy płotek, który ukleciłam rok temu i tyle przetrwał. Poza tym rabata została powiększona i płotka było za mało.
Razi nowością, ale wtopi się i razić przestanie.
I tak sobie minął dzień. Nie wiedzieć jak i kiedy.
Zachód słońca i prognozy wróżą piękną pogodę na następne dni i niech tak będzie!
Po słońcu pozostał tylko róż na niebie. Też piękny.
Oglądam te zachody każdego dnia i napatrzeć się nie mogę.
Takie widoki za oknem przeganiają pojawiające się czasem myśli o sprzedaniu wszystkiego w cholerę! Bo po co mi ten wielki ogród, po co mi to wszystko, po co ja to robię i... No właśnie, a co ja bym wtedy robiła?
O, miałabym na przykład pięknie pomalowane paznokcie, ubierałabym się niezwykle elegancko, nie grzebałabym w żadnej ziemi. Damą bym była, po prostu! Tylko, jak siebie znam, chwilowa dama bardzo żałowałaby podjętej decyzji. Więc póki co odpuszczam. Elegancja ogrodowa, a zamiast lakieru szczoteczka do paznokci i niech to trwa, a myśli niemądre przepadną.
Przyjemności wszelakich życzę!
Pozdravka.
Trawnik potraktowany wertykulatorem, nawieziony i dobrze podlany odwdzięcza się cudną runią.
O poranku kładą się na nim tajemnicze cienie,a kamienie zmieniają kolory. Ech, pięknie jest.
A potem ogrodowa proza - praca. Jak to wiosną, sami wiecie.
Sianie buraczków, kończenie układania kostki, twórcza praca przy cienistej rabacie.
Zakwitają różaneczniki. Przedziwna sprawa, pąki są różowe, a kwiaty śnieżnobiałe.
Cienista rabata pod drzewami nie z każdej strony ma cień. Zastanawiałam się, co posadzić w słońcu i znalazłam miejsce na sadzonki poziomek, ruski rok czekające już na posadzenie. Pomysł odkryłam w "Wymarzonym Ogrodzie". Poziomki jako roślina zadarniająca stanowiska pod drzewami! Kamień z serca, poziomki na rabatę.
Obrzeże z dębowych plastrów zastąpiło mały wiklinowy płotek, który ukleciłam rok temu i tyle przetrwał. Poza tym rabata została powiększona i płotka było za mało.
Razi nowością, ale wtopi się i razić przestanie.
I tak sobie minął dzień. Nie wiedzieć jak i kiedy.
Zachód słońca i prognozy wróżą piękną pogodę na następne dni i niech tak będzie!
Po słońcu pozostał tylko róż na niebie. Też piękny.
Oglądam te zachody każdego dnia i napatrzeć się nie mogę.
Takie widoki za oknem przeganiają pojawiające się czasem myśli o sprzedaniu wszystkiego w cholerę! Bo po co mi ten wielki ogród, po co mi to wszystko, po co ja to robię i... No właśnie, a co ja bym wtedy robiła?
O, miałabym na przykład pięknie pomalowane paznokcie, ubierałabym się niezwykle elegancko, nie grzebałabym w żadnej ziemi. Damą bym była, po prostu! Tylko, jak siebie znam, chwilowa dama bardzo żałowałaby podjętej decyzji. Więc póki co odpuszczam. Elegancja ogrodowa, a zamiast lakieru szczoteczka do paznokci i niech to trwa, a myśli niemądre przepadną.
Przyjemności wszelakich życzę!
Pozdravka.
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Paleta wiosny.
Nareszcie!
Nareszcie można podziwiać i pokazać kolory wiosny. Piękne, intensywne i... krótkotrwałe. Więc szybciutko.
Rozkwitają "dywaniki" floksów na skarpie. Zaraz cała pokryje się różowymi i niebieskimi plamami.
Zaczyna kwitnąć gęsiówka o miodowym zapachu. Skromne toto, ale woń...
Nieskromny kolor mają moje sasanki; mocny i zniewalający.
I znowu ziele pachnące - smagliczka skalna.
Zaplątał się wśród towarzystwa tulipanek o cudnej barwie. Niestety, całe łany wymarzły.
Kolor wiosennej tawuły.
A poza skarpą rozwijają listki klony palmowe.
I żurawki o metalicznym połysku.
I jeszcze magnolka Zuzia o kwiatach będących małymi dziełami sztuki.
Dużo koloru, mało tekstu , bo o czym tu pisać. To trzeba zobaczyć, powąchać i trwać w zachwytach, czego Wam życzę w Waszych wiosennych ogrodach!
Pozdravka!
Nareszcie można podziwiać i pokazać kolory wiosny. Piękne, intensywne i... krótkotrwałe. Więc szybciutko.
Rozkwitają "dywaniki" floksów na skarpie. Zaraz cała pokryje się różowymi i niebieskimi plamami.
Zaczyna kwitnąć gęsiówka o miodowym zapachu. Skromne toto, ale woń...
Nieskromny kolor mają moje sasanki; mocny i zniewalający.
I znowu ziele pachnące - smagliczka skalna.
Zaplątał się wśród towarzystwa tulipanek o cudnej barwie. Niestety, całe łany wymarzły.
Kolor wiosennej tawuły.
A poza skarpą rozwijają listki klony palmowe.
I jeszcze magnolka Zuzia o kwiatach będących małymi dziełami sztuki.
Dużo koloru, mało tekstu , bo o czym tu pisać. To trzeba zobaczyć, powąchać i trwać w zachwytach, czego Wam życzę w Waszych wiosennych ogrodach!
Pozdravka!
czwartek, 19 kwietnia 2012
Prowizorka
Ach świty wiosenne! Żyć się chce, gdy ptaki szaleją o TAKIM poranku.
Dziś o trwałość prowizorki. Każdy pewnie to zna. U nas najtrwalszym prowizorycznym elementem ogrodu okazało się paskudne ograniczenie ścieżki ogrodowej.
O tym, że ścieżka w ogrodzie musi być, byliśmy przekonani. O tym, że w dużym ogrodzie wcale jej być nie musi, dowiedziałam się za późno, wtedy gdy ścieżka już była. Ziemna, bo koszt zrobienia jej z kostki, płytek, kamienia, drewna, czy innego materiału, wykraczał poza zdrowy rozsądek. W końcu to prawie autostrada! Trzeba ją było jednak jakoś ograniczyć i póki co wkopany został najpaskudniejszy ogranicznik z plastiku. Póki co, bo to się zaraz wymieni. Tak się wymieniało, wymieniało i się nie wymieniło. Brzydkie, okropne, patrzeć na to nie było można, a trwało sobie, jak to prowizorka trwać lubi.
Do dziś, bo w końcu podjęliśmy decyzję i przyjechała kostka.
Pewnie, że chciałabym z takiej kosteczki mieć całą drogę, ale nawet sobie nie wyobrażacie, ile to by kosztowało, a jak się nie ma, co się lubi...
Najważniejsze, że nie ma ogranicznika, a zamiast niego, ale po kolei. No więc zniknął prowizoryczny z nazwy plastik i w ruch poszło dokładne wytyczanie. Tu niezbędny okazał się pewien sznurek.
Sznurek kupiłam siedem lat temu i usłyszałam wielkie kazanie, wiadomo od kogo, na temat bezsensu kupowania kilometrów sznurka, bo do czego nam cała rola, bo to nie była rolka, sznurka do snopowiązałki?
I co? Sznurka prawie już nie ma. Zużyliśmy te kilometry, nie wiadomo kiedy i do czego. Nie omieszkałam złośliwie przypomnieć o kazaniu.
Wytyczanie. Ja się nie mieszałam, wszystko zawsze wychodzi mi krzywo.
I ułożony fragment.
Nie wierzę, że nie zobaczę już plastiku! Ziemna Zostanie ostatecznie uziemiona kostką, a ziemną pozostanie, bo korę wywieje, a po grysie niewygodnie.
Żeby nikomu w pracy nie przeszkadzać zajęłam się terenami za skarpą.
W poprzek, żeby zasłonić sobie widoki na gospodarstwo sąsiadów posadziłam kilka krzewów z odzysku, które mają stworzyć żywopłot mieszany. W końcu zasłoni.
Krzewy oddzielą też teren gospodarczy z kątem roboczym i warzywnikiem.
I tym sposobem kąt pod wierzbą zacznie przypominać fragment ogrodu.
Jeszcze zagospodarować górę kompostową.
I mogę zapraszać na kawę i pączki do nowej części ogrodu w budowie. Marzenia...To jeszcze potrwa, więc dziś takie pączki. Bezkaloryczne.
Miłej pracy życzę, bo praca wre, prawda?
Pozdravka.
Dziś o trwałość prowizorki. Każdy pewnie to zna. U nas najtrwalszym prowizorycznym elementem ogrodu okazało się paskudne ograniczenie ścieżki ogrodowej.
O tym, że ścieżka w ogrodzie musi być, byliśmy przekonani. O tym, że w dużym ogrodzie wcale jej być nie musi, dowiedziałam się za późno, wtedy gdy ścieżka już była. Ziemna, bo koszt zrobienia jej z kostki, płytek, kamienia, drewna, czy innego materiału, wykraczał poza zdrowy rozsądek. W końcu to prawie autostrada! Trzeba ją było jednak jakoś ograniczyć i póki co wkopany został najpaskudniejszy ogranicznik z plastiku. Póki co, bo to się zaraz wymieni. Tak się wymieniało, wymieniało i się nie wymieniło. Brzydkie, okropne, patrzeć na to nie było można, a trwało sobie, jak to prowizorka trwać lubi.
Do dziś, bo w końcu podjęliśmy decyzję i przyjechała kostka.
Pewnie, że chciałabym z takiej kosteczki mieć całą drogę, ale nawet sobie nie wyobrażacie, ile to by kosztowało, a jak się nie ma, co się lubi...
Najważniejsze, że nie ma ogranicznika, a zamiast niego, ale po kolei. No więc zniknął prowizoryczny z nazwy plastik i w ruch poszło dokładne wytyczanie. Tu niezbędny okazał się pewien sznurek.
Sznurek kupiłam siedem lat temu i usłyszałam wielkie kazanie, wiadomo od kogo, na temat bezsensu kupowania kilometrów sznurka, bo do czego nam cała rola, bo to nie była rolka, sznurka do snopowiązałki?
I co? Sznurka prawie już nie ma. Zużyliśmy te kilometry, nie wiadomo kiedy i do czego. Nie omieszkałam złośliwie przypomnieć o kazaniu.
Wytyczanie. Ja się nie mieszałam, wszystko zawsze wychodzi mi krzywo.
I ułożony fragment.
Nie wierzę, że nie zobaczę już plastiku! Ziemna Zostanie ostatecznie uziemiona kostką, a ziemną pozostanie, bo korę wywieje, a po grysie niewygodnie.
Żeby nikomu w pracy nie przeszkadzać zajęłam się terenami za skarpą.
W poprzek, żeby zasłonić sobie widoki na gospodarstwo sąsiadów posadziłam kilka krzewów z odzysku, które mają stworzyć żywopłot mieszany. W końcu zasłoni.
Jeszcze zagospodarować górę kompostową.
I mogę zapraszać na kawę i pączki do nowej części ogrodu w budowie. Marzenia...To jeszcze potrwa, więc dziś takie pączki. Bezkaloryczne.
Miłej pracy życzę, bo praca wre, prawda?
Pozdravka.
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Wiosna, gdzieśże ty?
Nie zważa na to, co ja myślę. Błysnęła tęczą i odwróciła się na pięcie i poooszła. Za kartoflane pole.
W ogrodzie beznadzieja. Wszystko jakieś takie zgęziałe, smutne, bez wigoru, pochowane gdzieś.
Takie hosty na przykład. Powinny być już że hoho, a tu takie fioletowe kiełki ledwo widać.
Tu lepsze, ale zaczęła rosnąć w piwnicy, bo to hosta doniczkowa. Garnkowa, znaczy.
Nawet żeby jakieś leniwe. Chociaż, to akurat chyba ropucha.
Bo żaby:
- znakomicie skaczą
- świetnie sprawnie poruszają się w wodzie
- są mniejsze niż ropuchy
- nie posiadają gruczołów jadowych
A ropuchy:
- są większe i bardziej związane z lądem
- ich kończyny tylnie są za krótkie by mogły skakać
- sprawnie chodzą
Poza tym żaby, gdy je całujemy...., ale to akurat wiecie. W końcu, skąd ci nasi królewicze?
Szpaczki wyjadaczki z braku czereśni zajmują się czyszczeniem trawnika, który teoretycznie powinien być już dawno skoszony, wszak termin pierwszego koszenia zbiega się z kwitnieniem forsycji. Ale co tu kosić? A jeszcze prawidłowe 4-5 cm pozostawić po pierwszym najeździe kosiarki?
Widzicie tego samotnego żółtego tulipanka w głębi? Miało być cale poletko. Mróz, czy nornice?
I co? Co ja słyszę? Prognoza mrozu na noc. No to do domu marsz.
Klonik mój cudny [mam nadzieję, że nie zaglądają tu żadni Panowie Bonsaiści Nadęci Bardzo].
Bo PBNB uważają, że klonik ma za chudy pień i źle przygięte gałązki, a mnie i tak się podoba.
I jeszcze cięższa robota, oleandry, które już wystawiłam. Ponoć do -5 wytrzymują, ale jak spadnie do -5,5 na przykład?
Ciekawe, czy taką wiosnę pamiętają najstarsi górale, bo ja nie, choć jakoś mi coraz do nich bliżej, niż dalej.
I tym pesymistycznym akcentem kończę.
Pozdravka!