Rankiem, jak zwykle bladym rankiem, napalona na pracę na dworze, poleciałam sprawdzić, co mówi Celsjusz, bo ach, ach, takie ciepło zapowiadano. Zanim sprawdziłam zobaczyłam biel. No to już sprawdzać nie miało sensu, wiedziałam, mrozik.
Zmiana planów. Piwnica. Oleandry i inne czekają, pora się im przyjrzeć i zrobić, co trzeba. Zeszłam więc w niższe rejony domu i, jak przewidywałam, większość czasu
spędziłam przy moim stole ogrodniczym, albo niżej, bo z powodu niskich
sufitów, nie wszystko się na nim mieści. Mój stół ogrodniczy różni się od
stołów innych tym, że został własnoręcznie zrobiony przez M. ze starego
blatu kuchennego i że jest wyższy, tak że pracując na stojąco, nie
trzeba się schylać. To wygodne. Poza tym jest długi, a mimo to, zawsze jest na nim
za mało miejsca.
I mimo, że ja naprawdę tu sprzątam, zawsze jest jakby bałagan, Jakby, bo ja nad nim w pełni panuję i mnie on absolutnie nie przeszkadza. Na stole stoją, między innymi, oleandry. To moje dwa małe oleandry.
Bo duże, też dwa, na stole się nie zmieszczą., a wszystkie pochodzą od jednej małej gałązeczki, jaką dostałam od sąsiadki.
Biedne są, jak to po zimie. Zakurzone, gdzieniegdzie pajęczyny, suche, bo przez okres spoczynku podlewane tylko tak, żeby całkiem nie uschły, poza tym troszkę muszą się zagęścić na dole i dlatego co się da należy przyciąć, żeby się najniższe gałązki rozkrzewiły. No to sekatorek i po ciachaniu wygląda to tak.
Z obciętych końcówek, po oberwaniu dolnych liści powstają sadzonki. Żal wyrzucać, więc do wody. A po cięciu jeszcze wybranie ziemi z wierzchu, dosypka nowej, bliżej światła i obfite podlanie. Zadbane, czekają teraz na ciepło na dworze. Oczywiście, że nie będę czekała do 15 maja. Wystawię, jak tylko się ociepli prawdziwie wiosennie, a jakby co, to wstawię do wewnątrz.
Są dwie szkoły rozmnażania oleandrów. Jedna mówi do wody i czekać na korzonki, druga - ukorzeniacz i w odpowiednie podłoże. Odpowiednie, znaczy luźne, zmieszane z piaskiem lub perlitem. Ja stosuję drugą, ale to na jutro, taka jubilerska robota. Po jakie licho ja się z tym bawię, myslę sobie, ale potem miło obdarowywać.
Następne w kolejce agawy. Zmarniał mi duży piękny mirt strzyżony w kulkę, zamiast niego kupiłam do śródziemnomorskich agawę. Egzemplarze na foto to już jej córki. Teraz wszystkie czyszczone, obłożone kamykami, też czekają, ale z podlewaniem się jeszcze wstrzymuję. Nie znam zasad, robię na oko. Ktoś może wie, dlaczego niekiedy żółkną i robią się miękkie, a w końcu usychają dolne liście?
Jako towarzystwo kupiłam zimą dwa kaktusy. Niby nie lubię, ale niech sobie będą. Wyczytałam, że zimą nie wolno ich podlewać. Wytrzymałam. One też. Jak malowane.
No i teraz na dwoje babka wróżyła. Kapryśnice jedne - sundaville. Z trzech ubiegłą zimę przetrwały dwie. Padła najładniejsza, niby najzdrowsza po zimie, a jednak. Obrywam suche liście, przesadzam obie do jednej dużej donicy, sypię dobrą ziemię, przycinam o 1/3, podlewam i czekam. Ciekawe co będzie. Przycinane pędy są zielone, ale to o niczym nie świadczy. Zobaczymy. Maja szansę. Wiem, że traktowane są u nas na ogół jako jednoroczne, ale niby dlaczego?
Jeszcze przegląd doniczkowego "przydasię". No bo spróbujcie nie mieć takiego bluszczu w zapasie. Zaraz będzie potrzebny. Albo paproć dosadzić. Proszę bardzo - mówisz, masz. I mam.
Klonik .Ulubiony klonik japoński cały w oranżowej wiośnie. I będzie się biedak musiał jeszcze tu pomęczyć. Za zimno, może stracić listki. Według praw bonsaistów powinnam go przesadzić do jeszcze mniejszej doniczki. O nie!
A tu problem i to coraz większy. Drugą zimę męczy się biedny wiciokrzew w piwnicy. Latem był rosliną doniczkową. Miała być bramka, a ona na niej. Bramka nie zrobiona. Może w tym roku? No i następny ulistniony za wcześnie będzie czekał.
Rozmnażane namiętnie, bo fajne na prezenty, japońskie trzmieliny mam we wszystkich rozmiarach. Wszystkie zdrowiutki, marsz na dwór.
Jeszcze jedno zadanie, przesadzić, dodać ziemi i przystrzyc. Myk i po postrzyżynach. Moja zniszczona przez psie podlewanie tuja szmaragdowa przerobiona na kulkę na patyku. Dobiorę osłonkę pod miejsce i z powrotem na dwór, gdzie niczym nie zabezpieczona spędziła zimę, w dodatku pracując jako tarasowa choinka. Bardzo wytrzymała, tak jak lubię.
Na zdjęciach widzę, jak to wygląda - jakieś węże, pompa, rękawice, klatka, szufelki, miski. Trudno, to nie sesja do magazynu ogrodniczego, tu się pracuje!
Potem się ociepliło i przesadziłam sporą, chyba trzymetrową brzozę. Wtedy zrobiło mi się nawet gorąco, a jutro ma być pięknie i ciepło bez brzozy przesadzania. Nareszcie. Wiecie, co będę robić?
Pozdravka.